Cała seria przykrych dla wszystkich wydarzeń, jaka została przedstawiona w tym serialu dokumentalnym, prawdopodobnie nie miałaby miejsca, gdyby mieszkańcy miasteczka okazali się bardziej tolerancyjni i wyrozumiali. Nie wydaje mi się, żeby członkowie tej społeczności zwanej sektą, mogli sami z siebie stać się agresorem. Oni się tylko bronili, walczyli o przetrwanie, o swój sen.
Tolerancyjni? Ci ludzie dokonali wrogiego przejęcia miasta należącego do społeczności tam zamieszkałej od dziesięcioleci. Chodząca szarańcza nic więcej. Swój sen wprowadzali kosztem tych biednych ludzi z małego miasteczka.
Tak tolerancja, bo buddyjska sekta jest beee ale chrześcijańska już ok. Tak teraz siedzi tam chrześcijańska sekta i nikomu nagle nie przeszkadza.
Widocznie nie zachowują się w tak nachalny sposób jak tamta. Poza tym nie ma czegoś takiego jak chrześcijańska sekta bo władze Kościoła chrześcijańskiego nie uznają żadnych sekt, a sekty nie uznają władzy Papieża. Sekty mogą mieć elementy zapożyczone z chrześcijaństwa bo to zazwyczaj miszmasz różnych wierzeń, ale chrześcijańskie nie są bo gdyby były to nie można byłoby ich nazwać sektami.
Dziwnym trafem gdzie nie poszli tam robili problemy i wpadali w konflikt z sąsiadami oraz lokalnymi władzami. Z Indii też musieli się wynosić. Serial dość łagodnie się z nimi obchodzi, ale jak ktoś uważnie ogląda, to nie może mieć wątpliwości co do szkodliwości tej organizacji i natury samego Bagułana. Instrumentalne potraktowanie bezdomnych i ostatecznie wyrzucenie ich jak śmieci, gdy już stali się nieprzydani najlepiej pokazuje charakter tej sekty.